|
Święty Jacek Odrowąż Cz. I Św. Jacek ryc. z książki x. Pękalskiego Piotra, Żywoty Świętych Patronów polskich, Kraków 1862. Świętego Jacka Odrowąża wzywamy w Litanii Pielgrzymstwa Narodu Polskiego jako apostoła Rusi. Większość wszelkich biografii świętego Jacka, spisanych w różnych językach, a jest ich naprawdę sporo, (m. in. łacińskim, włoskim, hiszpańskim, francuskim, niemieckim i oczywiście w polskim) jest oparta na dziele „Życie i cuda świętego Jacka" (De vita et miraculis sancti Iacchonis (Hyacinthi) ordinis Fratrum Praedicatorum auctore Stanislao lectore cracoviensi eiusdem ordinis), które napisał około stu lat po jego śmierci lektor Stanisław (?-1365?) z klasztoru dominikanów pod wezwaniem Świętej Trójcy w Krakowie. Tytuł lektora oznaczał, że był on wykładowcą w zakonie. W swoim dziele lektor Stanisław zawarł sporo informacji biograficznych świętego Jacka oraz wiele cudów, których on dokonał lub które się zdarzyły za jego przyczyną już po jego śmierci. Całe to dzieło oparte jest na wcześniejszym (rozpoczętym jedenaście lat po śmierci świętego Jacka, a więc w roku 1268) protokole spisanym przez ówcześnie żyjących profesorów, kierujących życiem umysłowym zakonników w klasztorze, czyli właśnie przez lektorów. W latach 1268-1283, gdy lektorem był Bogusław (?), który znał jeszcze świętego Jacka, i później, w latach 1284-1290, gdy lektorem był Klemens (?) istniało specjalne „krakowskie biuro cudów", które miało za zadanie spisanie i sprawdzenie wiarygodności cudów świętego Jacka. W biurze tym pracował Wincenty z Kielczy (ok.1200 - po 1261), który zdobył doświadczenie przy procesie kanonizacyjnym świętego Stanisława (1030-1079). Również brat Szymon (?), który swoje doświadczenie w prowadzeniu tego typu prac zawdzięczał udziałowi w procesie św. Jadwigi Śląskiej[1] (1174/80-1243). A także, wspomniany wcześniej lektor Bogusław, który przesłuchiwał wszystkich tych, którzy znali świętego Jacka, jego towarzyszy misyjnych, którzy świadczyli o cudach zdziałanych przez świętego Jacka, a także sam aż 16 razy występuje jako świadek. I ten właśnie protokół (Liber miraculorum) był podstawą pracy lektora Stanisława. Obok świętego Wojciecha (956-997) i świętego Stanisława, święty Jacek został uznany jako jeden z pierwszych polskich świętych. Obecnie jest drugim z najbardziej znanych polskich świętych na świecie, pierwszym jest od kilku lat św. Jan Paweł II (1920-2005). W Wenezueli rokrocznie z 16 na 17 sierpnia w święto świętego Jacka wieczorem wierni bawią się, tańczą i grają serenadę do tego świętego, a rano modlą się, idąc w procesji z figurą świętego Jacka[2]. Z kolei, w tym samym czasie, co roku około 600 tysięcy pielgrzymów przybywa do Yaguachi w Ekwadorze, by uczcić św. Jacka. Tam 4 listopada 2009 r. Benedykt XVI (1927-2022) utworzył nową diecezję - San Jacinto de Yaguachi (św. Jacka z Yaguachi). Jest to druga na kontynencie amerykańskim taka diecezja. Pierwsza istnieje już od 1852 roku w Kanadzie. W wielu państwach obu Ameryk, takich jak Urugwaj, Ekwador, Boliwia, Kolumbia czy Stany Zjednoczone, znaleźć można miasta San Jacinto, a na Kubie można się nawet opalać na plaży świętego Jacka. Na Filipinach w miejscowości San Jacinto istnieje kościół pw. świętego Jacka. W Portugali niedaleko małej miejscowości Sao Jacinto znajduje się rezerwat przyrody imienia świętego Jacka[3]. Najsłynniejsza polska dzielnica w USA znajduje się w Chicago i nazywa się Jackowo, od kościoła pod wezwaniem właśnie świętego Jacka. Jego imieniem też nazwali amerykanie jeden ze swoich krążowników[4], który niestety w 2023 r. został z honorami wycofany ze służby. Istnieje wiele obrazów przedstawiających świętego Jacka. Można się na nie natknąć dosłownie na całym świecie Święty Jacek, Jan Baptista Maino (1581-1649), Toledo Hiszpania zdj. z Internetu ze str.: https://www.pinterest.com/pin/537406168007528284/ (dostęp: 26.04. 2025 r.) Figurę świętego Jacka możemy znaleźć na Placu Świętego Piotra (?-64/7) w Watykanie wśród 140 posągów świętych i doktorów kościoła, ustawionych na zwieńczeniu kolumnady Berniniego [(1598-1680) Giovanni Lorenzo] otaczającej cały plac. Jest to jedyny polski święty tak pięknie wyróżniony. Czym zatem zasłużył się ten święty, że jest tak znany na świecie? Żeby znaleźć odpowiedź na to pytanie, należy zagłębić się w jego żywot. Jacek Odrowąż urodził się w 1183 roku w Kamieniu Śląskim, na Opolszczyźnie. Co prawda Jan Długosz (1415-1480) napisał, że święty Jacek urodził się w miejscowości Łąka (łac. Lanka), ale nie była to pomyłka, gdyż tak nazywała się osada w pobliżu Kamienia, która w późniejszym czasie weszła w obręb tego miasta. Oprócz popularności na świecie, również i w swojej rodzinnej miejscowości był i jest czczony święty Jacek. W miejscu urodzenia Świętego, założono kościół pod jego wezwaniem, nadto w starym zamczysku, stojącym wedle podania na miejscu urodzenia Jacka, zostaje w 1717 r. założona obszerna kaplica obsługiwana przez osobnego kapłana. Rodzina hr. Strachwitzów[5] wiernie przechowuje pamięć o swym pokrewieństwie ze Świętym. Najstarszy syn panów na Kamieniu nosi zawsze imię Jacek, rokrocznie cała rodzina zjeżdża się z pobliskich rezydencji na dzień św. Jacka do zamku i bierze udział w nabożeństwie. W kaplicy przechowują się pamiątki - wedle podania - po Świętym. Dawniej, gdy dominikanie jeszcze przebywali w Opolu, wyruszała stamtąd wielka procesja do Kamienia na uroczystość Świętego[6]. Tak pisał w 1942 roku o. Jacek Woroniecki (1878-1949) ale materiały do opracowania życia świętego Jacka zbierał już od roku 1912. Stąd brak powojennych losów pałacu Odrowążów, który w 1945 r. wprawdzie się ostał, ale został splądrowany, a kaplica wypalona. Przepadły na zawsze cenne zabytki i pamiątki kultu św. Jacka[7]. A do odbudowanego w latach 90. XX wieku pałacu Odrowążów wraz z kaplicą świętego Jacka przybywają obecnie pielgrzymi z całego świata. Jeszcze w XIX wieku pobożny lud w Kamieniu zna[ł] i Perły Jackowskie, nazywając tak pewne kamyczki, które (...) [znajdował] w piasku w okolicy Kamienia. (...) [Mówiono], że takie ziarenka św. Jacek rozsypał, gdy odmawiał pewnego razu różaniec[8]. Wiadomo, że święty Jacek pochodził ze znanego i możnego rodu Odrowążów. Herb Odrowążów jest do dzisiaj znany i często można go spotkać w wielu miejscach w Polsce i na Morawach. Herb Odrowążów ze str. w Intern. https://pl.wikipedia.org/wiki/Odrow%C4%85%C5%BC_(herb_szlachecki)#/media/Plik:POL_COA_Odrow%C4%85%C5%BC.svg (dostęp: 10.04.2025 r.) Ta ^specifik^ z W3C grafika wektorowa została stworzona za pomocą Inkscape przez KamilkaŚ based on: . - Herb_Odrowaz.jpg
Ojciec Kasper Niesiecki (1684-1744) S.J. w swoim Herbarzu Polskim opisując powstanie tego herbu i nazwiska Odrowąż [powołując się na Długosza i Bartosza Paprockiego (1540-1614) w „Herbach rycerstwa polskiego" z 1584 r.], podał następującą legendę związaną z jego powstaniem i znaczeniem: Mąż jeden sławny w Morawie [dzisiejsze Morawy w Czechach] w cudzej ziemi z poganinem o sztukę strzelał z łuku, potem z nią i za pasy chodził i dziwnych sztuk rycerskich ze sobą próbowali. On poganin widząc, że nań szczęścia i mocy nie miał, przed monarchą krainy onej, znając łaskę pańską dla tego, że mu się z każdym nieprzyjacielem fortunnie w potrzebach zdarzało, chcąc i nad onym górę otrzymać o szczudłki [prztyczki w nos] z nim przed cesarzem czynić chciał. On z gniewu mając to sobie za zelżywość, uchwycił za gębę, którą mu z wąsem i nosem oderwawszy, na strzałę wetknął i ukazał panu, który wzgardziwszy onym poganinem zeszpeconym, dał mu za wieczny upominek onej jego zwierzchności nad nim strzałę przez wąs przewleczoną i nazwał go Odrzywąs (...). Odrowąż po ten wiek[9]. Jego wujem był Iwon Odrowąż (1160-1229), kapłan przy katedrze krakowskiej, późniejszy biskup krakowski, który zastąpił na tym stanowisku błogosławionego Wincentego Kadłubka (1150/61-1223), zaś jego krewnymi byli między innymi: następca Iwona na fotelu biskupa Krakowa Jan Prandota (ok.1200-1266), błogosławiony Czesław (1175/85-1242) i błogosławiona Bronisława (1204-1259). Imię Jacek wywodzi się od łacińskiej formy imienia Hiacynt lub greckiej formy Hyakinthos. Wcześniejsza, polska odmiana tego imienia to Jacenty. Ciekawostką jest, że żeńska forma tego imienia, w Polsce rzadko występująca, to Hiacynta, czyli po portugalsku Jacinta, a najbardziej znana Jacinta, to oczywiście błogosławiona z Fatimy, kuzynka Łucji (1907-2005), Jacinta Marto (1910-1920). Ksiądz Władysław Staich (1882-1938) w swojej książce powołując się na żywotopisarzy podaje, że ojciec świętego Jacka nazywał się Eustachy, czyli jak wówczas mówiono Ostafiej, a matka Beata, czyli Bożenna[10]. Słowiańskie imię Bożena lub Bożenna przejęto prawdopodobnie z języka czeskiego i uważano je za odpowiednik takich imion chrześcijańskich jak: Benedykta, Beatrycza, Beata czy Teodora. Imię Bożena zostało w Polsce poświadczone XIII w. w postaci: Bożana i Bożechna. (...) Do pierwszego członu (boż- od Bóg, boży) dodano przyrostek spieszczający: -ana, ena, -ina[11]. W wieku około 17 lat święty Jacek opuścił rodzinne strony i udał się do Krakowa, gdzie jego wychowaniem i edukacją zajął się wspomniany wcześniej wuj, Iwo Odrowąż, brat ojca, który najpierw skierował świętego Jacka na edukację do Krakowskiej Szkoły Katedralnej, której opiekunem był biskup krakowski, błogosławiony Wincenty Kadłubek, a następnie do najsławniejszych w tym czasie szkół w Bolonii i Paryżu. Po uzyskaniu doktoratu ze świętej teologii i filozofii, młody Odrowąż wrócił do Krakowa, gdzie objął stanowisko kanonika katedry na Wawelu. Tak ówczesnego kanonika opisał Piotr Skarga: był Jacek jako wzór i świeca cnót kapłańskich, w nabożeństwie gorący, na sumieniu piękny, na ciele czysty, w obcowaniu mądry, w rozmowie przyjemny i ostrożny i we wszystkim (...) [bardzo] przykładny[12]. W 1220 roku wuj Iwo udał się do Rzymu, zabierając ze sobą swoich dwóch krewnych, Jacka i Czesława. Przyszli święci podczas pobytu we Włoszech poznali świętego Dominika (1170 -1221) oraz mieli olbrzymie szczęście uczestniczyć w uroczystości, podczas której na ich oczach ten święty założyciel zakonu dominikanów dokonał cudu wskrzeszenia. Tak ten cud opisał ks. Władysław Staich: Gdy nadszedł zapowiedziany dzień i w kościele św. Sykstusa (42-126) zaczęli się zbierać kardynałowie, prałaci oraz zaproszeni goście, nagle do kardynała Stefana Fossenuowy (?) [z Fossanowa] przybiegł posłaniec z wiadomością, że jego siostrzeniec, Napoleone Orsini (?), spadł z konia i leży martwy na ulicy. W kościele powstało nagle wielkie zamieszanie. Kard. Stefan zemdlał. Inni duchowni i świeccy biegali bezradni, nie wiedząc, co czynić. Jeden Dominik zachował zupełny spokój. Wyszedł na ulicę i kazał nieszczęśliwego młodziana wnieść do kościoła i złożyć na stopniach ołtarza, poczem przybrał się w szaty kapłańskie i wyszedł ze Mszą Świętą. Po Mszy Świętej, którą odprawił z nadzwyczajnem skupieniem i w czasie której miano widzieć, jakoby się unosił w górę, przystąpił świątobliwy sługa Boży do leżącego bez ruchu młodziana i położywszy na nim ręce, rzekł jakoby w natchnieniu: - W Imię Jezusa Chrystusa wstań! - I młodzieniec powstał. Patrzący na to biskup Iwo, Jacek, Czesław, Herman i wszyscy zgromadzeni w kościele oniemieli. Widzieli bowiem jawny cud i męża, szczególnie przez Boga naznaczonego[13]". W bazylice świętego Dominika w Bolonii znajduje się obraz na którym widnieje to zdarzenie. Został on namalowany przez Giovanniego Andreę Donducciego (1575-1655). Obaj Odrowążowie widząc ten prawdziwy cud, który został dokonany przez świętego Dominika, postanowili wstąpić do zakonu kaznodziejskiego. Ks. Piotr Pękalski (1790-1874) napisał, że po tym wydarzeniu święty Jacek „od razu zawrzał żywym pragnieniem wpisania się w poczet zakonników św. Dominika. Przyłączył się do niego Cesław brat jego, oraz Henryk, z Morawy, towarzysze Iwona podróży.[14] Niebawem wszyscy trzej przyjęli z rąk świętego Dominika habity zakonne. Także i to zdarzenie zostało uwiecznione na płótnie. Do dzisiaj jeszcze w kościele św. Sabiny (?-126) w Rzymie, kędy nasi pierwsi Bracia Kaznodziejscy brali z rąk św. Dominika zakonne habity, zachował się obraz, przedstawiający ową rzewną chwilę i wiernie oddający duchowy nastrój każdego z braci, a zwłaszcza Jacka. Zdj. z książki Gwiazdy katolickiej Polski, Ks. Dr K. Wilk, Dr C. Wilczyński, Mikołów 1938. Święty Jacek otrzymuje habit z rąk św. Dominika, błogosławiony Czesław klęczy obok. Błogosławiony Herman Niemiec leży krzyżem. Oto, gdy wszyscy jeszcze leżą krzyżem, jakoby całkiem bierni i zupełnie poddani woli przełożonych, a mający powstać dopiero wtedy, kiedy posłyszą słowa rozkazu, Jacek, wykonawszy wszystko, czego domagał się przepis, zrywa się nagle i powstaje z podniesionem czołem, jako człowiek, żyjący nieustannym czynem i mający przewodzić innym. I tak było rzeczywiście. Jacek, najwierniejszy naśladowca świętego Dominika, stanąwszy na czele polskiej drużyny Braci Kaznodziejskich, przewodniczył im do końca swego pracowitego żywota, którego istotną treścią był żywiołowy czyn, przedsiębrany podnietą wewnętrznych zapałów jakiegoś olbrzyma i daleko odbiegający miary, stosowanej dla wątłych ludzkich sił...[15]". Powyższą chronologię wydarzeń w Rzymie podważyła Elżbieta Wiater, powołując się na błogosławioną Cecylię (?-1290), która podała, że cud wskrzeszenia miał miejsce w Środę Popielcową 24 lutego1221 roku. A skoro na początku marca obaj Odrowążowie razem z Hermanem Niemcem (?) wyruszyli do Polski, to nie możliwym było aby w tak ekspresowym tempie przeszli nowicjat[16]. A jednak, mogło to być możliwe. Otóż w styczniu i w lutym 1221 r. święty Dominik wystarał się o siedem bull papieskich, z których jedna wydana w Rzymie na Lateranie 9 lutego 1221 r. jest pierwszą tego typu bullą, która dotarła do Polski. Mogli ją przywieźć tylko św. Jacek i jego towarzysze, którzy otrzymali ją z rąk założyciela zakonu wkrótce po jej wystawieniu. Było to zadziwiająco blisko daty wydarzeń u św. Sykstusa. (...) Wynika z tego (...) bardzo ważny wniosek, że pierwsi polscy dominikanie udali się do kraju niedługo po wydaniu tej bulli, czyli po 9 lutego 1221 r., A zatem datę cudu wskrzeszenia bratanka kardynała Stefana należy wiązać z momentem wysłania ich do Polski, a niekoniecznie, jak to czyni lektor Stanisław, z datą ich wstąpienia do zakonu. (...) trzeba też odrzucić opowieść Stanisława o rocznym pobycie Jacka i jego towarzyszy w nowicjacie. Jest to oczywisty anachronizm zaczerpnięty z praktyki XIV w. Za życia Dominika nie było mowy o rocznym nowicjacie. (...) w pierwszych latach decyzje o wstąpieniu do klasztoru traktowano jako akt nawrócenia całkowitego oddania się Bogu. Dlatego zgłaszających się do zakonu, czasem bez żadnej próby dopuszczano do profesji i oblekano w habit[17]. Dla nas jednak dużo istotniejszą jest sama działalność świętego Jacka niż dokładne ustalanie dat. Chociaż one pewnością potrzebne są naukowym badaczom, nas jednak bardziej będzie interesować to, gdzie i co takiego święty Jacek dokonał niż skrupulatne ustalanie, kiedy to się stało. Jeśli nawet ktoś się pomylił o rok, może dwa czy jeszcze więcej w spisywaniu czyjegoś żywota, to dla ludzi szukających wzniosłych wzorów do naśladowania i duchowych ideałów te pomyłki, zwłaszcza tak odległe w czasie, nie będą miały większego znaczenia. Powrót z Rzymu nastąpił gdzieś w okolicach marca 1221 roku. Do świętego Jacka i błogosławionego Czesława dołączył również, wspomniany Herman Niemiec [I być może jeszcze kilku innych młodych dominikanów, m. in. Henryk z Morawy (?)]. W czasie drogi powrotnej, w austriackiej miejscowości Fryzak w Karynti, święty Jacek założył dominikański klasztor i pozostawił tam, jako zarządcę, Hermana Niemca. Doktor Ludwik Ćwikliński (1853-1942) tak napisał we wstępie do wydanego w IV tomie Monumenta Poloniae Historica „Życia i cudów świętego Jacka": Wszyscy pisarze jednozgodnie wymieniają ten klasztor we Fryzaku w Karynti jako pierwszy klasztor założony staraniem świętego Jacka w stronach na północ od Włoch położonych, a Hermanna nazywają jego pierwszym zarządcą[18]. Jesienią (Długosz zaznaczył, że było to na Wszystkich Świętych) 1221 roku doszli do Krakowa. Ojciec Jacek Woroniecki napisał, że powitanie ich zostało odnotowane w IV katalogu biskupów krakowskich: przyjął ich tenże Iwo, - czytamy tam, - z wielkim szacunkiem i radością i pomieścił we własnej kurii biskupiej, poczem dał im i ich zakonowi kościół drewniany Świętej Trójcy[19]. A u Ludwika Ćwiklińskiego znajdujemy jeszcze zapis mówiący o tym, że Iwo i nawet Leszek [Biały (1184/5-1227)] z wszystkim dworem i gminem przed miasto wybiegli w drogę, witając młodych zakonników z niewymowną radością[20]. To powitanie przez Leszka Białego, ówczesnego księcia seniora, ojca błogosławionej Salomei (1211-1268) i Bolesława Wstydliwego (1226-1279) [męża świętej Kingi (1234-1292)], przepięknie opisała Wanda Kieszkowska (?) w książce „Śladem Świętych", i które dla swojej wymowy i piękności, chociaż w skrócie należałoby przytoczyć: Gdy obaj Odrowążowie, ubodzy i z żebraczymi tłumokami na plecach, dotarli do Krakowa, zauważyli wielkie poruszenie w grodzie Piastowym. Ogromne tłumy wylewały się z miasta na place i wzgórza podmiejskie. Wśród ogłuszających okrzyków, cały ten tłum runął na drogę, którą zbliżali się nasi dwaj pielgrzymi. Rozdzwoniły się krakowskie dzwony i z tysięcy piersi rozniosła się pieśń pobożna. Ze zdziwieniem patrzyli na to i święty Jacek, i błogosławiony Czesław, zastanawiając się, co to za święto tak wspaniale obchodzone jest w Krakowie. A ich zdumienie wzrosło niepomiernie, gdy na czele pochodu zobaczyli księcia krakowskiego Leszka Białego w otoczeniu dostojników oraz ojców Kościoła, a także kwiatu rycerstwa polskiego oraz mieszczan i ludu. Nie zwlekając, natychmiast złożyli niski, pokorny pokłon tak wspaniałej procesji. Wtedy zatrzymał się tłum cały, wpatrując się w białe habity nieznanego wtedy jeszcze zakonu w Polsce. Podszedł do nich książę Leszek, zrywając swój purpurowy płaszcz i rzucając go pod zakurzone nogi obu pielgrzymów. Zawstydził się święty Jacek takim hołdem oddanym przez księcia i cofnąwszy się razem z błogosławionym Czesławem o parę kroków, rzekł, że nie przystoi prostemu zakonnikowi takiego hołdu przyjmować. Książę Leszek nie zważając na to zmieszanie i protesty zakonnika, zaczął się na kolanach przybliżać i całując Jackowe ręce, schylił w pokorze swoją blond głowę. Rzekł święty: - Panie, hołd taki jedynie Bogu, nie mnie, grzesznikowi jest należny -. Książę, wzruszonym głosem odpowiedział: - Ojcze, w twojej to postaci Bogu hołd oddaję i Niebios Królowej, boć dzięki tobie to przecie dana jest mnie niegodnemu i wszystkiemu zgromadzonemu tu ludowi łaska oglądania Najświętszej Dziewicy, która z niebieskich bram ku nam tu zstąpić raczyła -. Zmieszał się jeszcze bardziej na te słowa święty Jacek, lecz książę, wskazując na niebo, zawołał: - Tam, tam w górze, ponad tobą unosi się przeczysta Bogarodzica Dziewica. Nad czołem twem poświęconem dłonie błogosławiące rozkłada, rąbkiem swych szat twą głowę osłania, z której świetlane promienie wytryskują. Chwała ci, Ojcze. Cześć, cześć i chwała. Po trzykroć niechaj będzie pochwalony Bóg w świętych sługach swoich - . Święty Jacek już nic nie odpowiedział, lecz gdy cały lud padł na kolana z rękoma wzniesionymi ku cudownemu zjawisku, śpiewając z miłością Ave, ave Maria, on wyjął zza pasa, nieznany jeszcze w Polsce, różaniec. I głosem grzmiącym i donośnym, razem z błogosławionym Czesławem, zaczął odprawiać nabożeństwo różańcowe, którego nauczyła Najświętsza Panienka założyciela ich zakonu, świętego Dominika[21]. Cytowany już wcześniej ksiądz Władysław Staich pisze, że w kaplicy świętego Jacka w Krakowie jest stary obraz przedstawiający księcia Leszka Białego klęczącego przed pochylonym nad nim zakonnikiem[22]. W klasztorze, ofiarowanym przez biskupa Iwona, święty Jacek uczynił prawdziwe ognisko miłości Bożej i wszelkich cnót[23]. Stał się on dla wszystkich swoich nowych współbraci a zarazem uczniów wzorem pracowitości, pokory, miłości i wielkiej pobożności oraz surowości we własnym życiu zakonnym. W „Gwiazdach Katolickiej Polski" możemy przeczytać, że święty Jacek nie przyjąwszy celi, sypiał w krużgankach zakonnych lub w kościele na gołej ziemi, co noc za przykładem świętego Dominika trzykrotnie się biczował, a w piątki i w wigilie świąt Najświętszej Maryi Panny i apostołów, żywił się tylko chlebem i wodą. Nieprzyjaciel próżnowania, co dzień wygłaszał kazania albo też pisał, spowiadał grzeszników i odwiedzał chorych, resztę zaś czasu trawił na modlitwie[24]. Właśnie podczas jednej ze swoich pobożnych modlitw w kościele ujrzał od ołtarza bijące „przeogromne światło" a w nim Matkę Bożą. Dominikanin ojciec Jacek Salij, w książce zatytułowanej „Legendy dominikańskie", którą przełożył i opracował, chcąc przybliżyć opis tego widzenia powołał się na XVI-wieczną pracę dominikanina ojca Seweryna Lubomlczyka (1532-1612). O tym Lublomczyku wiemy, że był urodzony w Lubomli na Rusi, (...), niekiedy też zwano go Krakowczykiem, a najczęściej dają mu współcześni i późniejsi przydomek Hebracus [żydowin], a to dlatego, że z wiary mojżeszowej przeszedł na łono Kościoła katolickiego. Wychrzcił się już w dojrzałym wieku w Łucku u Dominikanów, przywdział tamże sukienkę zakonną (...) i stał się żarliwym obrońcą wiary chrześcijańskiej. Szczególną zaś chwałą uwieńczył on imię swoje jako najgorliwszy rzecznik w sprawach kanonizacji świętego Jacka w Rzymie (...) i jako najszczegółowszy jego historyk[25]. Między innymi, z tego powodu o. Salij uważał pracę o. Seweryna Lublomczyka za bardziej wyrazistą teologicznie niż praca lektora Stanisława. Ojciec Seweryn tak opisał to widzenie: Zdarzyło się pewnego roku, w uroczystość Wniebowzięcia tejże Chwalebnej Dziewicy, że modlił się żarliwie przed Jej obrazem w krakowskim kościele Braci Kaznodziejów i kontemplował ogrom tajemnicy oraz niezmierzoną chwałę Świętej Dziewicy, jakiej w tym dniu dostąpiła. I oto porwała go duchowa słodycz, a z nadmiernej radości zalał się łzami. Przebiegł pobożnie wszystkie tajemnice Wcielenia i w jego sercu rozpaliło się pragnienie wiecznej szczęśliwości. Kiedy z całą mocą uczucia błagał o przyjęcie - dzięki Bożej łasce - do wiecznej chwały, oto nagle widzi niezwykłe światło zstępujące z nieba na ołtarz. Blask tego światła słodko uderzał go w oczy. Wśród owego niezwykłego światła ukazała mu się widzialnie Królowa wiecznej szczęśliwości, Matka Boga, która mówi mu: - Synu Jacku, raduj się, bo twoje modlitwy przyjemne są i miłe przed obliczem Syna Mojego, Zbawiciela wszystkich, i o cokolwiek prosić będziesz za pośrednictwem Mego imienia, przeze Mnie u Niego uzyskasz -. Powiedziawszy to, uniosła się do nieba wraz z owym przedziwnym światłem, wśród anielskich śpiewów. (...) Po tym widzeniu i słodkich słowach Dziewicy błogosławiony Jacek nabrał takiej ufności, że szybko i łatwo uzyskiwał od Boga nawet to, co niemożliwe dla ludzkiej natury, ale przecież możliwe dla Bożej potęgi. Odtąd mocą Bożą czynił takie cuda, jakie od czasów Apostołów tylko nieliczni mogli czynić. O widzeniu tym błogosławiony Jacek opowiedział w tajemnicy braciom Florianowi (?) i Godynowi (?), zachęcając ich do większego oddania się Chwalebnej Dziewicy. Wyznawał w niej bowiem Opiekunkę zakonu i szczególną Pocieszycielkę synów błogosławionego Dominika[26]. Bardzo interesującą przedmowę do wspomnianych wyżej „Legend dominikańskich" napisała Anna Kamieńska (1920-1986). Można tam znaleźć między innymi takie słowa: Książkę tę można czytać historycznie jako dokument czasów i epok minionych. Ale można także czytać tak, aby się z niej czegoś najważniejszego na dzisiaj nauczyć. Może tego, że świętość jest możliwa i że człowiekowi do szczęścia brakuje właściwie bardzo niewiele: tylko świętości. Bo czymże jest świętość? Najwyższym napięciem wiary, które sprawia, że człowiek potrafi wznieść się ponad przeciwności, niebezpieczeństwa, zagrożenie, śmierć. Takie napięcie wiary, które daje pełne poczucie bezpieczeństwa w Bogu[27]. Tu przytoczymy jeden z tych wspaniałych cudów, które za swojego życia uczynił święty Jacek ale w dalszej części tego opracowania będzie okazja do przedstawienia jeszcze kolejnych: Roku Pańskiego 1221 (...). Kiedy przepłynął Wisłę (a woda wówczas nadzwyczaj wezbrała) spotkał na brzegu tłum szlachty i ludu, płaczący nad ciałem jakiegoś rycerza, Piotra z Proszowa, który porwany przez rzekę spadł z konia i utopił się. Matka utopionego, pani Falisława, zobaczywszy błogosławionego Jacka (a znała jego święte życie i miłe Bogu postępowanie), upadła do jego nóg i z płaczem powiada: - Człowieku Boży, ojcze Jacku, spójrz na moje nieszczęście! Miałam jedynego syna, a oto teraz widzę go martwym. Co ja teraz, biedna, uczynię, sierota bez męża i najdroższego syna? -. Wówczas błogosławiony Jacek, poruszony litością, zapłakał. Odszedł od tłumu i modlił się na klęczkach, a wróciwszy do zmarłego, pyta jego matki: - (...) przystąpiwszy do ciała, wziął rękę zmarłego i powiada: - Piotrze, Pan nasz Jezus Chrystus, którego chwałę głoszę, niech cię przywróci, za wstawiennictwem błogosławionej Dziewicy Maryi, do dawnego życia -. Ten natychmiast wstał, dzięki czyniąc Bogu oraz Jego słudze, błogosławionemu Jackowi[28]. W roku 1225 święty Jacek został zwolniony z pełnienia obowiązków przeora w krakowskim klasztorze i zaczął pracę wybitnie misyjną, która przyniosła mu międzynarodową sławę, trwającą do dnia dzisiejszego. Najpierw udał się razem z błogosławionym Czesławem do Pragi, gdzie założył klasztor pod wezwaniem świętego Klemensa (?-97). Tak uważa część żywotopisarzy, natomiast lektor Stanisław napisał, że święty Jacek wysłał błogosławionego Czesława do Pragi już w 1222 r.[29]. Jeszcze inni uważają, że błogosławiony Czesław wracając po obłóczynach z Rzymu skierował się najpierw do Pragi a święty Jacek poszedł do Krakowa. Jak było faktycznie dzisiaj raczej nie sposób tego dociec. Wiemy, że obaj jeszcze w 1225 r. dotarli do Wrocławia, gdzie rok później zaangażowali się w fundację klasztoru przy kościele świętego Wojciecha. Błogosławiony Czesław pozostał we Wrocławiu aż do swojej śmierci, a święty Jacek sam dotarł do Gdańska, gdzie w 1227 roku, przy wsparciu księcia Świętopełka II Wielkiego (1195-1266) oraz włocławskiego biskupa Michała (?-1252), założył istniejący do dzisiaj dominikański klasztor pod wezwaniem świętego Mikołaja. Dominikańskie klasztory i konwenty powstawały w całej Polsce jak grzyby po deszczu, można tu wymienić jeszcze Sandomierz, Kamień Pomorski, Chełmno, Elbląg, Oleśnicę, Racibórz, Głogów, Cieszyn i wiele innych. W latach 1229 - 1232 kontynuował święty Jacek prace misyjne także na Rusi. Natomiast, po swoim słynnym powrocie z Kijowa, który zostanie opisany później, zaczął nawracać także mieszkańców Prus. I właśnie podczas tych apostolskich peregrynacji po Polsce i innych krajach, czynił święty Jacek liczne cuda. Będąc pod Wyszogrodem, Wisła skutkiem roztopów wiosennych, była bardzo wezbrana, więc przeprawa przez nią była praktycznie niemożliwa. Wtedy święty Jacek, po krótkiej modlitwie na kolanach, naznaczył Wisłę znakiem krzyża, po czym ruszył naprzód i stąpając po falach rzeki, jak ongiś Pan Jezus stąpał po falach morza, doszedł szczęśliwie do drugiego brzegu. (...) Towarzysze Jackowi, (...) wiarą słabsi, nie poszli za nim. Wówczas Jacek, powróciwszy do nich, rozpostarł na wodzie płaszcz i ująwszy za połę, która wydęła się jak żagiel, uczynił z niego „most Jezusa Chrystusa", jak sam powiadał i na tym płaszczu jakoby na łodzi przewiózł lękliwych towarzyszy na drugą stronę wezbranej Wisły[30]. Stałymi uczniami i towarzyszami świętego Jacka podczas tych podróży byli wspomniani wcześniej bracia Godyn i Florian a także Benedykt (?). Ksiądz Pękalski o tych ludziach, którzy wątpili w cud świętego Jacka pod Wyszogrodem, tak napisał: nie wierzą temu ci ludzie, którzy wszechmocność Boga łokciem, zmierzyć usiłują[31]. Powołał się przy tym, na potwierdzające ten cud świadectwa Jana Długosza i Macieja z Miechowa (1457-1523) oraz obcych pisarzy. Dodał jeszcze, że podobnym cudem wsławił się święty Rajmund z Penefordu (1170/5-1275), który na swoim płaszczu przepłynął nawet przez morze. Wsławił się również święty Jacek cudem podniesienia zboża wybitego przez grad, tak zniszczonego, że na polu pozostała tylko połamana i zmierzwiona słoma[32]. A zdarzyło się to we wsi Kościelec pod Krakowem. Wskutek gorących modłów Jacka zboże się znów podniosło, a kmiecie mieli obfite żniwo. Szlachcic polski, imieniem Prandota (?), miał matkę, która skutkiem paraliżu była zupełnie bezwładną. Ufając w cudotwórczą moc Jacka, udał się do niego i błagał go, aby chorej zdrowie przywrócił. Rzeczywiście wstała staruszka i odzyskała w zupełności siły, jakby nigdy chorą nie była. - Witosławska (?), szlachcianka, miała dwóch synów niewidomych z urodzenia i prosiła świętego Zakonnika, aby im wzrok przywrócił. Skutkiem gorących modłów Jacka obaj młodzieńcy przejrzeli. Możnaby tutaj wiele więcej przykładów przytoczyć cudotwórczej jego siły, ale i te wystarczą jako dowód wielkiej jego świętobliwości i łaski, jaką miał u Boga[33]. Jak widać z tego, co do tej pory powiedziano, był święty Jacek obdarzony przez Pana Boga łaską czynienia wspaniałych cudów. W starych opisach jego żywota czytamy: - Którędy tylko św. Jacek przechodził, wynoszono tak jak za czasów Chrystusa na ulicę chorych, by się jeno ich dotknął, a byli uzdrowieni -, że zaś nie tylko wskrzeszał umarłych i uzdrawiał chorych, ale i na zdrowych czynił cuda - jednym przywracając utracony dobytek, innych ratując z niewoli i więzienia, był prawdziwym pocieszycielem strapionych i nieszczęśliwych, lekarzem chorych i ojcem ubogich[34]. Jak już wcześniej wspomniano, od roku 1229 rozpoczął święty Jacek swoją misję również poza wschodnimi granicami Polski, gdzie dalej ewangelizował i zakładał dominikańskie klasztory. W tym też roku dotarł na Ruś, do Kijowa, gdzie założył klasztor i przeorem ustanowił brata Marcina (?), a kilka lat później Godyna. Na Litwie zostawił swojego wychowanka z zakonu, brata Wita (1190-1268?), który w latach pięćdziesiątych XIII wieku został wyświęcony na pierwszego biskupa litewskiego. Święty Jacek dotarł również na Białoruś do Smoleńska, a nawet do Moskwy. Ponieważ później ewangelizował Prusy, nie dziwi więc, że nazwano go Apostołem Północy. Na początku 1240 roku, kiedy święty Jacek akurat po raz kolejny przebywał w klasztorze w Kijowie, nastąpił najazd Tatarów. Święty Jacek odprawiał w tym czasie Mszę świętą. Kiedy Tatarzy podpalili kościół, on dokończył rozpoczętą Mszę świętą i w szatach kościelnych chwycił monstrancję (obecne badania dowodzą, że mogła być to kustodia[35], bo monstrancje pojawiły się później) z Przenajświętszym Sakramentem i zaczął uciekać z kościoła. Był już na środku kościoła, kiedy posąg Chwalebnej Dziewicy, wykonany z kamienia alabastrowego, ważący cztery albo pięć talentów (ok.100 kg), głośno za nim zawołał: - Synu Jacku, dlaczego sam uciekasz, a Mnie razem z Moim Synem zostawiasz, aby Tatarzy rozbili ten posąg i go podeptali? Weź Mnie z sobą! -Święty Jacek, zdumiony tym głosem, powiada: - Chwalebna Dziewico, bardzo ciężki jest ten Twój posąg, jakżeż go więc udźwignę? - Na to Dziewica: - Weź go, Syn Mój uczyni go lekkim -. Wówczas święty mąż, w jednej ręce trzymając Ciało Chrystusa, w drugiej niosąc posąg, który wydawał mu się lżejszy niż trzcina, wyszedł bezpiecznie wraz z braćmi przez środek niewiernych, którzy właśnie pustoszyli klasztor i wszystkich wokół zabijali. Nad Dnieprem rozłożył braciom płaszcz i suchą nogą przeprowadził ich na drugi brzeg rzeki. W ten sposób zarówno siebie, jak i swoich braci uwolnił od niebezpieczeństwa. Na żywe i trwałe świadectwo tego cudu pozostawił na tej rwącej rzece ślad swojego przejścia, który widzieli podani wyżej świadkowie i przysięgą to potwierdzili. Figurę zaś przyniósł Jacek aż do Krakowa, gdzie odzyskała swój pierwotny ciężar właściwy kamieniowi i po dziś dzień otoczona jest czcią ludu[36]. W sztuce atrybutami świętego Jacka są trzymane w jednej ręce monstrancja, a w drugiej figura Matki Bożej i tak jest najczęściej przedstawiany. To oczywiście ma przypominać o jego bohaterskim czynie z klasztoru kijowskiego. [1] Święty Jacek Życie i cuda, Wybór i przekład Tomasz Gałuszka OP, Poznań 2021, s. 7. [2] http://www.jacek.iq.pl/nowiny/754--serenada-i-fiesta-dla-w-jacka-w-wenezueli-czemu-si-to-dzieje-na-kocu-wiata-w-wenezueli.html (dostęp: 21.03.2025 r.) [3] http://www.leme.pt/imagens/portugal/aveiro/reserva-natural-das-dunas-de-sao-jacinto/0018.html (dostęp: 21.03.2025 r.) [4] http://www.jacek.iq.pl/inne-o-sw-jacku/295-qbanderaq-o-san-jacinto.html (dostęp: 12.04.2025 r.) [5] Dolnośląski ród arystokratyczny, którego przodkowie brali udział w bitwie pod Legnicą w 1241 r. W XVIII w. jeden z członków rodziny Strachwitzów odziedziczył Kamień Śląski. Od tego czasu wszyscy potomkowie tej rodziny dbali o kult św. Jacka. Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Strachwitz [6] Jacek Woroniecki, Święty Jacek Odrowąż, Katowice 1947, s. 279. [7] http://kamien.biz/111/historia.html (dostęp: 12.04.2025 r.) [8] Fr. Sadok Werberger, Żywot świętego Jacka, Kraków 1894, s.14. [9] Herbarz Polski Kaspra Niesieckiego SJ, Lipsk 1841, s. 24. [10] ks. Władysław Staich, Święty Jacek pierwszy Ślązak w chwale błogosławionych, Katowice 1934, s. 12. Dostępna w Intern. na str.: https://polona.pl/preview/3fcaf0f5-8664-450d-b1cd-da4ca9a3acb1 (dostęp:22.03.2025 r.) [11] Fros Henryk SI, Sowa Franciszek, Twoje imię, przewodnik onomastyczno- hagiograficzny, Kraków 1982, s. 159. [12] Ks. Piotr Skarga, Żywoty świętych polskich, Kraków 1986, s. 113. [13] ks. Władysław Staich, Święty Jacek pierwszy Ślązak w chwale błogosławionych, Katowice 1934, s. 24-25. Dostępna w Intern. na str.: https://polona.pl/preview/3fcaf0f5-8664-450d-b1cd-da4ca9a3acb1 (dostęp:22.03.2025 r.) [14] x. Piotr Pękalski, Żywoty Świętych Patronów polskich, Kraków 1862, s. 374. [15] ks. Władysław Staich, Święty Jacek pierwszy Ślązak..., s. 26-27. [16] Elżbieta Wiater, Wierny pies Pański, Kraków 2015, s. 77-79. [17] Święty Jacek i dziedzictwo dominikańskie, red ks. Erwin Mateja i inni, Opole 2008, s. 25-26. [18] Ludwik Ćwikliński, Monumenta Poloniae Historica, t. IV, Lwów 1884, s. 847. [19] o. Jacek Woroniecki, Święty Jacek Odrowąż..., s. 68. [20] Ludwik Ćwikliński, Monumenta..., s. 848. [21] Wanda Kieszkowska, Śladem świętych, Kraków 1935, s. 26-28. [22] ks. Władysław Staich, Święty Jacek pierwszy Ślązak..., s. 29-30. [23] Gwiazdy katolickiej Polski, Ks. Dr K. Wilk, Dr C. Wilczyński, Mikołów 1938, s. 118. [24] Tamże. [25] Ludwik Ćwikliński, Monumenta Poloniae historica..., s. 820-821. [26] Legendy dominikańskie, przekł. i oprac. Jacek Salij Op, Poznań 2002, s. 65. [27] Tamże, s. 8. [28] Tamże, s. 74-75. [29] Święty Jacek Życie..., s. 44. [30] ks. Władysław Staich, Święty Jacek pierwszy Ślązak..., s. 44. [31] x. Piotr Pękalski, Żywoty Świętych Patronów..., przyp. 5 na s. 381. [32] Legendy dominikańskie..., s. 66. [33] Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku, Mikołów-Warszawa 1910, s. 803. [34] Gwiazdy katolickiej Polski..., s. 128. [35] Kustodia jest to naczynie liturgiczne służące do przechowywania Najświętszego Sakramentu. [36] Legendy dominikańskie..., s. 74. Powrót |