|
BŁOGOSŁAWIENI MĘCZENNICY Błogosławieni Męczennicy wymieniani są w porządku alfabetycznym według diecezji, w których posługiwali przed aresztowaniem. D I E C E Z J E BIAŁYSTOK Z diecezją związani są: św. Kazimierz (1458-1484), czczony jako patron metropolii, poprzez diecezję wileńską św. Jozafat Kuncewicz (1580-1623) i św. Andrzej Bobola (1591-1657), bł. Bolesława Lament (1862-1946) oraz z grona 108 męczenników z czasu II wojny światowej: [niżej wymienieni] trzej błogosławieni kapłani i bł. Henryk Hlebowicz (1904-1941)[1]. Jako pierwsi, spośród 108 Męczenników, wymienieni są trzej kapłani z diecezji Białostockiej. Są to bł. ks. Mieczysław Bohatkiewicz (1904-1942), bł. ks. Władysław Maćkowiak (1910-1942) oraz bł. ks. Stanisław Pyrtek (1913-1941). Ks. Mieczysław Bohatkiewicz urodził się 1 stycznie 1904 r. we wsi Krykały, w pobliżu Duniłowicz na Wileńszczyźnie. W 1933 r. skończył Seminarium Duchowne w Nowogródku i w tym roku przyjął święcenia kapłańskie. Był kapłanem diecezji pińskiej, ale w czasie okupacji pracował na terenie archidiecezji wileńskiej. We wrześniu 1939 r. objął parafię Pelikany w powiecie brasławskim, w niedalekim sąsiedztwie parafii w Puszkach, gdzie proboszczem był jego brat, Stanisław. Obecnie są to tereny Litwy i Białorusi. Ks. Mieczysław znany był z pięknych i odważnych kazań, a także z wielkiej troski o najbiedniejszych. Nie mógł pozostać obojętny wobec tragedii Ojczyzny, zniewolonej przez dwóch okupantów. Zaangażował się więc w działalność patriotyczną.[2] W listopadzie 1941 r. został proboszczem w Dryssie, miejscowości leżącej na terenie Białoruskiej Republiki Radzieckiej, która wówczas była okupowana przez Niemców. Na początku stycznia 1942 r. księża marianie z niedalekiej Drui ostrzegli księdza Mieczysława Bohatkiewicza o wydanym przez gestapo nakazie aresztowania go. Pomimo tego ostrzeżenia ks. Mieczysław pozostał na swojej parafii i 16 stycznia 1942 r. gestapo aresztowało go. W niedługim czasie został przewieziony do miejscowości Głębokie gdzie przetrzymywano wcześniej aresztowanych księży Władysława Maćkowiaka i Stanisława Pyrtka. Ks. Władysław Maćkowiak urodził się 14 listopada 1910 r. w miejscowości Sytki należącej do parafii Drohiczyn. W 1939 r. ukończył Wyższe Seminarium w Wilnie i w tym samym roku przyjął święcenia kapłańskie. Od tego roku był wikariuszem w parafii Ikaźń. Gdy ówczesny proboszcz tej parafii musiał uciekać przed wojskami sowieckimi, ks. Maćkowiak został sam w liczącej ponad 4,5 tysiąca wiernych parafii, na której terenie oprócz katolików mieszkali Żydzi i prawosławni. Spełniał odtąd obowiązki proboszcza. Pracował bardzo ofiarnie i gorliwie, ale obowiązków miał ponad siły jednego kapłana. Był to okres prześladowań i wywózek ludności w głąb Związku Radzieckiego. Na prośbę ks. Maćkowiaka we wrześniu 1941 roku arcybiskup [Romuald Jałbrzykowski (1876-1955)] przysłał mu do pomocy wikariusza, ks. Stanisława Pyrtka, młodszego o rok święceniami kolegę[3]. Ks. Pyrtek urodził się 21 marca 1913 r. w Bystrej Podhalańskiej niedaleko Jordanowa. Już po rozpoczęciu wojny w 1940 r. ukończył Wyższe Seminarium Duchowne w Wilnie i został wyświęcony na kapłana. Początkowo pracował jako wikariusz w parafii w Duksztach Pijarskich, nieopodal Wilna. Zaraz po przybyciu do parafii w Ikaźni razem z ks. Maćkowiakiem z zaangażowaniem oraz pasją posługiwał, wypełniając wszystkie swoje obowiązki duszpasterskie i z wielkim oddaniem katechizował miejscowe dzieci. Współpraca obu kapłanów układała się harmonijnie i owocnie. Ale trzeba pamiętać, że już od czerwca 1941 r. tereny Brasławszczyzny były okupowane przez Niemców, którzy wspólnie z białoruskimi nacjonalistami prześladowali zarówno Kościół katolicki, jak i Polaków. Na obu księży Niemcy wydali wyrok śmierci. Stało się to po donosie ukraińskiego komunisty, który, współpracując z Niemcami, pełnił obowiązki starosty brasławskiego. O tym wyroku doniósł księżom jeden z parafian, ale oni, kierując się wiernością Chrystusowi i miłością do powierzonej im wspólnoty, zdecydowali się pozostać w parafii razem ze swoimi wiernymi. 3 grudnia 1942 r. gestapo aresztowało ks. Maćkowiaka, którego umieszczono w więzieniu w Brasławiu. Następnego dnia pojechał ratować go wikariusz, ks. Pyrtek. On też został uwięziony[4]. Wówczas parafianie w obronie swoich księży zebrali kilka tysięcy podpisów i z tą petycją, delegacja parafian, udała się do Brasławia. Niestety i oni zostali aresztowani. Po paru tygodniach śledztwa i tortur, obu księży, a także uwięzionych parafian, przewieziono przed świętami Bożego Narodzenia 1941 r. Do więzienia w Głębokiem[5] [Wcześniej w więzieniu tym NKWD w nocy z 23 na 24 czerwca 1941 r. rozstrzelało polskich więźniów politycznych uznanych za szczególnie niebezpiecznych. Część pozostałych (263 osoby) wywieziono w okolice Kujbyszewa. Drugą część więźniów (ok. 1-2 tysięcy osób) rozstrzelano podczas ewakuacji więzienia, po przejściu mostu na Dźwinie, w okolicy wsi Taklinowo[6]. W pobliskim lasku Borek, gdzie Niemcy i Rosjanie łącznie zamordowali ok. 27 tys. osób, znajduje się pomnik upamiętniający ofiary zbrodni sowieckich i niemieckich w więzieniu w Berezweczu[7], który obecnie stanowi część miasta Głębokie na Białorusi.] Jakiś czas później Niemcy dołączyli do nich ks. Mieczysława Bohatkiewicza. W ich obronie próbował wystąpić dziekan głębocki, ks. Antoni Zienkiewicz (?). Uzyskał jedynie przeniesienie księży do miejscowego szpitala, a także zgodę na odprawianie przez nich Mszy Świętej. Tam proponowano księżom ucieczkę, lecz oni nie zgodzili się na nią. Nie chcieli narażać dyrektora szpitala, jego rodziny ani innych pracowników na niemieckie represje. Kiedy wszystko wskazywało, że księża zostaną zwolnieni, na początku marca 1942 r. przewieziono ich ze szpitala do więzienia. Umieszczono ich tam w celi śmierci. Kapłani w ostatnią noc przed egzekucją wzajemnie się wyspowiadali i każdy odprawił Ofiarę Mszy świętej. Następnie zapisali w swoich brewiarzach pożegnalne słowa dla najbliższych, zawierające świadectwo niezachwianej wiary i całkowitego oddania się woli Bożej. Rankiem 4 marca 1942 roku wszyscy trzej zostali przewiezieni do Berezwecza oddalonego o 3 km od Głebokiego i tam w lasku Borek rozstrzelano ich. Ks. Bohatkiewicz w ostatnich słowach do swojej Matki i rodzeństwa tak się zwracał: »Idę dzisiejszą noc na śmierć, ja i moi konfratrzy z Ikaźni. Idę spokojnie i mam w Bogu nadzieję, że moje cierpienia i krew wysłużą mi zbawienie. Widocznie taka wola Boża, bo mogłem z Dryssy uciekać i skądinąd tak samo, ale bałem się, żeby wola Boża nie była w ten sposób pogwałcona i żeby później przy śmierci nie mieć wyrzutów sumienia. Dziękuję Wam - Mamo droga i Wam Bracia i Siostry za wszystko. Nie płaczcie po mnie, a cieszcie się, że Wasz potomek i brat zdał egzamin. (...) Powiadomić proszę mego i swego Biskupa o mej śmierci. Wszystkim moim wrogom przebaczam z samego serca, chciałbym im wszystkim wysłużyć niebo. (...) Niech żyje Chrystus Król!« i z tymi słowami na ustach oddał życie[8]. Z kolei ks. Maćkowiak, którego rodzinę wywieziono na Sybir w czerwcu 1941 r., napisał na okładce swojego brewiarza następujące słowa do abp. Jałbrzykowskiego: Najczcigodniejszy, Drogi i Kochany Arcypasterzu! Idę złożyć ostatnią ofiarę z życia. Za trzy godziny stanę przed Panem. Ostatnie zatem modły i myśli kieruję ku Tobie, Najdostojniejszy Arcypasterzu i ślę po raz ostatni hołd synowskiego szacunku i przywiązania. Cieszę się, że Bóg mnie wybrał, a nade wszystko, że dodaje łaski i sił, Bo wszyscy trzej jesteśmy spokojni[9]. Najmłodszy z tych Męczenników, 29-letni ks. Stanisław Pyrtek, również w swoim brewiarzu napisał wzruszające słowa do Ojca i Rodzeństwa: »Kochany Tatusiu i Drogie Rodzeństwo. Te kilka godzin dzieli mnie od śmierci niczem nie zasłużonej. Obowiązkiem kapłana jest złożyć i tę ofiarę za Chrystusa. Ginę za nauczanie religii. Nie płaczcie, ani się nie smućcie po mnie, idę do Mamusi i tam wszyscy się spotkamy. Żegnajcie mi zatem. Dziękuję Wam za wszystko. Przepraszam za wszelkie zło. Serdecznie ściskam, całuję i pozdrawiam. Bądź zdrów, drogi Tatusiu, kochane siostry i drodzy malcy, wszyscy krewni i znajomi. Ślę Wam kapłańskie błogosławieństwo. Po trzech miesiącach więzienia cieszę się, że godny jestem cierpieć i umierać. Więc nie rozpaczajcie, bo wszyscy się spotkamy. Całuję Was serdecznie Wasz ks. Stanisław«. Do młodszego kolegi kleryka Macieja Pawlika, pisał: »Za trzy godziny kula przeszyje mnie czaszkę i składam ostatnią ofiarę. Jestem spokojny i całkiem świadom. Ostatnie słowa pożegnania ślę i ofiaruję Ci brewiarz. Proszę, byś czasem modląc się wspomniał o mnie przed Panem«[10]. Wszyscy trzej skazańcy przed rozstrzelaniem razem wołali: »Niech żyje Chrystus Król!«[11]. Niestety, po wojnie nie przeprowadzono ekshumacji i do dzisiaj nie wiadomo, gdzie znajdują się ciała Męczenników. Tradycja miejscowa wskazuje na grupę sosenek rosnących przed pomnikiem postawionym ofiarom zbrodni hitlerowskich, jako miejsce śmierci i zasypania ciał pomordowanych kapłanów[12]. [1] Ks. Tomasz Kaczmarek, Sanktuarium licheńskie i Męczennicy ..., s. 20. [2] Męczennicy za wiarę..., s. 9. [3] Tamże, s. 12. [4] Tamże, s. 16. [5] Tamże. [6] https://ph.muzeum1939.pl/zbrodnia-w-wiezieniu-nkwd-w-glebokim-berezwecz,155,pl (dostęp: 28.08.2025 r.) [7] Tamże. [8] Męczennicy za wiarę..., s. 10-11. [9] Tamże, s. 14. [10] Tamże, s. 17. [11] Ks. Tomasz Kaczmarek, Sanktuarium licheńskie i Męczennicy ..., s. 23. [12] Męczennicy za wiarę..., s. 17. Powrót |